poniedziałek, 17 stycznia 2011

Remont NiMa, cz. I

W ostatnim czasie, pojawiły się na naszym blogu dwa wpisy, analizujące aktualną sytuację czasopisma NiM i próbujące wskazać kierunki zmian. Temat wdaje mi się dość interesujący, zatem pokuszę się o wyrzucenie z siebie szerszej rzeki krytyki.
NiM ma dwa główne problemy:
a)    nauczyciele nie chcą go czytać
b)    nauczyciele nie chcą do niego pisać.
To oczywiście spore uogólnienie, ktoś na pewno jeszcze czyta ten kwartalnik i skoro się on ukazuje to jeszcze ktoś do niego pisuje, ale problem mimo wszystko jest, i chyba nikt już nie stara się go bagatelizować. NiM, Nauczyciele i Matematyka, czasopismo wydawane przez Stowarzyszenie Nauczycieli Matematyki. Moja męska intuicja … podpowiada mi, że powinno to być przede wszystkim pismo od nauczycieli do nauczycieli, mówiące o problemach i sprawach interesujących nauczycieli. To tyle tytułem wstępu.
Spójrzmy na ostatni numer NiM+TI. Bardzo ładna grafika na okładce. NiM się w tym specjalizuje, tylko że … Już od wielu lat, standardem prasowym jest reklamowanie wybranych kwestii na okładce. To naturalna i bardzo prosta forma zachęcania czytelnika do lektury. Robi to zarówno „Matematyka” jak i „Matematyka w Szkole”, czasopisma adresowane do tej samej grupy czytelników co NiM, z którymi będę go bezwzględnie porównywał. NiM brutalnie broni się przez zamieszczaniem takich „reklam” na okładce, z powodów dla mnie nieznanych i niepojętych.
Druga, trzecia i czwarta strona okładki, to powierzchnia reklamowa na sprzedaż. W najnowszym numerze widzę tylko jedną reklamę, na ostatniej stronie okładki. Zatem te dwie w środku, są niewykorzystane i patrząc z finansowego punktu widzenia, trochę zmarnowane. O ile NiM nie ma poważnych problemów z tym, na co wydać gigantyczne nadwyżki finansowe, to należało by możliwie szybko dotrzeć do potencjalnych reklamodawców.
Pierwszy artykuł, sprawozdanie z ostatniego MiKa, 3 strony A4. Kolejny artykuł, sprawozdanie z SDM, 3,5 strony A4. Nie będę ukrywał, że nie lubię takich tekstów. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek znalazł w nich jakąś krytyczną uwagę. O ile odrzucimy założenie, że wszystkie konferencje są robione 100% idealnie, to nasuwa się oczywisty wniosek, że nie zdołamy w takim artykule znaleźć pełnej, obiektywnej informacji co działo się na konkretnym spotkaniu. Nie dziwię się, że autorzy, zwykle sami organizatorzy, piszą takie laurki. Ale z punktu widzenia czasopisma, taki tekst nie powinien być dłuższy niż pół strony (ewentualnie jedna strona ze zdjęciami), i powinien skupiać się jedynie na najważniejszych informacjach.
Dopiero na 8 stronie, znajduję coś co mnie zainteresowało, K. Mostowski, W. Zawadowski, Czworościan Sierpińskiego. Potem artykuł Ady Poczesnej o pracy z uczniem słabym, itd.
Ale … jeżeli spojrzymy na listę autorów, nie biorę pod uwagę informacji o konferencjach, to nie ma tam ani jednego (!!!) nauczyciela matematyki. Gdybym był złośliwy, to mógłbym powiedzieć, że coś takiego powinno być ścigane z urzędu. Ale nie jestem złośliwy, zatem wyrażając szacunek dla kadry akademickiej, która zechciała podzielić się swoją wiedzą na łamach czasopisma NiM, uzewnętrznię również swoje głębokie ubolewanie, że w praktyce, redakcja NiMa jest zamknięta dla zwykłych nauczycieli. Nie wiem do końca dlaczego tak się dzieje, ale niestety takie są fakty.
Tym marudzeniem, zakończę pierwszą cześć mich przemyśleń. W drugiej, postaram się o bardziej budujące słowa.

Źródło: blog Kalkulatory, 15 grudnia 2009 o godzinie 12:11 · Kategoria Piotr Tomczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz